środa, 25 maja 2011

Streetwaves 22.05 Gdansk, Stogi

     Niestety na Przeróbkę nie udało się dojechać (mocno żałuje), za to na Stogi pojechaliśmy z Izą samochodem przed czasem (na szczęście, bo trochę błądziliśmy) dzięki temu znamy teraz dzielnie jak własną aj !! Zaczęło się od koncertu fletowego (którego nie było w programie) na tyłach pawilonu, tuż obok biblioteki. W tym samym miejscu pan Stanisław czytał z oczu, trzymając za dłoń a i rundkę w szachy można było pyknąć - brooklyn normalnie. Zaraz obok w następnym pawilonie zaczęła się część oficjalna. Najpierw wystawa grafiki Agnieszki Szczepaniak (bardzo fajna zresztą) i koncert jegomościa o pseudonimie Wikas. Ten młody człowiek zabrał nas na chwilę do Usa. Jego twórczość to country, blues a on sam przysuwa na myśl klasycznych amerykańskich bardów. Mi osobiście bardzo podobał się jego występ, mocny głos, gitara na zmianę z banjo i świetne chwytliwe numery. Sceneria w której występował (pod pawilonem, koło głównej ulicy Stogów) plus kompletne wariactwo mojego siostrzeńca i trójki innych dzieci z bzami w rękach, sprawiła że było to coś wyjątkowego. Po jego występie wróciliśmy pod bibliotekę na set Etama Etamskiego. Muzycznie fajnie, drony, chora elektronika, trochę trip hop, generalnie mega spoko.



























Następnie udaliśmy się nad staw na koncert Mazurkiewicz i Trzaski a także Enchanted Hunters. Tu si zaczęły kłopoty bo primo, że zacytuje klasyk "Komary rypią, przejdźmy do środka" (naprawdę hardcore, moje ciało wygląda jak twarz Tomy Lee Jonsa) i primo ultimo, nikt do końca nie wiedział gdzie ma się to odbyć. W końcu znaleźliśmy miejsce koncertu i cóż, warto było dać się pogryźć. Bardzo klimatyczna miejscówka, świetny występ Trzaski i Mazurkiewicza, klasyk jazzu. Jeśli idzie o Enchanted Hunters to trochę nie moje klimaty. Akustycznie, lekko i przyjemnie. W związku jednak z komarzą inwazja przenieśliśmy się nad morze, na teren GWSA, na koncert Gentelamna i Enchanti. Gentelmana pominę bo o ile póki śpiewali po angielsku jeszcze dało się tego słuchać tak teraz to takie indie pitu pitu dla nastolatków więc nie bardzo. Enchantia zagrała jak zawsze, reggaowo, świetny pulsujący bas Orzecha (naprawdę bardzo fajnie brzmiący) no i Sara której śpiewanie naprawdę nie przeszkadza. Jeszcze nie wiem czego cały czas mi brakuje w ich muzyce ale jak się dowiem to was powiadomię. Dalej była już plaża i Dada Von Bzdulow + SzaZa - spektakl taneczno-muzyczny. Muza super a co do tańca to niestety mnie to kompletnie nie rusza, nie rozumiem tej sztuki więc to pominę. Po spektaklu zaczął się koncert Domic John Sebastian. Pod tym kryptonimem kryję się jeden mężczyzna z gitarą akustyczną. Piosenki niby fajne, klimatyczne ale mi to jakoś nie weszło.W odróżnieniu od Wikasa (pan spod pawilonów) były to raczej ballady rockowe niż bluso-country, wiec teoretycznie powinny być bliższe memu sercu ale jakoś nie. Jakby trochę charyzmy brakowało albo sam nie wiem czego. Na deser został Wojtek Mazolewski Qintet. Wojtas z ekipą jak zawsze dali czadu. Najlepszy koncert tego dnia. Zagrali krótko acz treściwie. Dużo odlotu i bardzo sprawne powroty do tematu. Słychać że zespół ten jest coraz bardziej zgrany i świetnie się czuje razem na scenie. Na bis zagrali Rage Against The Machine więc zwieńczenie było mocne :). Po WMQ grało jescze L.Stad ale już odpuściliśmy bo raz że padaliśmy na ryje a Iza na twarz a dwa że ja jakoś średnio lubię L.Stad więc wpakowaliśmy się w furę i na chatę


















Na koniec podsumowując Streetwaves to super inicjatywa która pozwala nie tylko świetnie się bawić przy masie przeróżnych wydarzeń artystycznych ale też dotrzeć w nieznane dotąd zakątki miasta. Ja osobiście bawiłem się świetnie i mam nadzieje że w przyszłym roku będzie równie fajnie. Poniżej kilka zdjęc zrobionych przez Izę.













2 komentarze: