sobota, 28 maja 2011

Brit Cult & SpaceFest! INTRO - CSW Łaźnia w Gdańsku - 27.05 + Tribute to Seattle - Ucho - 27.05 - relacja

Udało się połączyć dwie imprezy. Zacząłem od wycieczki do Gdańska, do Łaźni i muszę przyznać że mimo iż jest to kawał drogi od dworca zaliczyłem bardzo miły spacerek w zacnym towarzystwie Kozy, przy pięknej aurze. Na miejsce dotarłem tuż po rozpoczęciu koncertu. Od wejścia przywitał mnie mój ulubiony numer Karol Schwarz All Stars więc zapowiadało się bardzo miło. Chłopaki brzmieli świetnie mimo nie najfajniejszego na moje oko nagłośnienia. Ludzi za dużo nie było co akurat było mniejszym problemem. Cały materiał zagrali w zasadzie prawie bez przerw. Klimaty ambientowe, bardzo łagodne z delikatnymi gitarami pełnymi reaverbów i innych dileji świetnie wypełniała elektronika, momentami spokojna z delikatnym bitem a momentami agresywna jak końcówki nagrań Fuck Buttons. Wszystko uzupełnione saksofonem i klawiszami również zasypanymi morzem efektów. Cały koncert był więc taką trochę wycieczką na drugą stronę lustra - uwielbiam takie klimaty więc recenzja może być ujęta jednym słowem - Bajka. Żeby nie było za słodko to dodać muszę że byłem bliski popełnienia podwójnego morderstwa z premedytacją. Na sali znajdowało się dwóch mężczyzn (nazwijmy ich tak chociaż bliżej im do zwierząt, i to nie domowych) którzy robili wszystko żeby spierdolić odbiór, darli ryje, gwizdali i byli zajęci wszystkim tylko nie koncertem ale cóż taki los. Dięki temu że koncert odbył się tak wcześnie był czas aby spokojnie zajrzeć do ucha na Tribute to Seattle. W uchu jak to było do przewidzenia setki ludzi, średnia wieku 18 lat a na scenie aż do ostatniego zespołu poziom marniutki. Nie chciałbym być źle zrozumiany bo jestem jak najbardziej za tą inicjatywą, też kiedyś miałem 18 lat i bardzo się ciesze widząc masę młodych ludzi napierdalających pogo, skaczących ze sceny w rytm klasyki grunge, ale niestety po tributach w Papryce co środę poprzeczka wisi dużo wyżej. Wspominałem już ostatni zespół więc kilka słów o nich. Zespół Clockwise już słyszałem i ich największym atutem jest równy perkusista i przyzwoity wokal. Poza tym bardzo fajny, nie oczywisty dobór materiału. Mi osobiście bardzo zrobił Touch Me Im Sick zespołu Mudhoney no i Alice in Chains ofkors. Podsumowując - jebnięcie piękne, dobra zabawa, jeszcze lepsze towarzystwo i super idea. Dozo na następnych tributach. Poniżej kilka zdjęć mojego autorstwa z obu koncertów i kilka z nieznanych mi dotąd zakątków Gdańska. Jeszcze raz podkreślę nie jestem fotografem więc to tylko forma przybliżenia tego co widziałem. Peace !!!
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz