wtorek, 29 listopada 2011

Jazz, hard core, indie disco i post rocki = długi tydzień

Niedziela była przedostatnim dniem Jazz Jantar Festiwal, pojechaliśmy więc z Izą do Żaka na Outlook (kwartet Irka Wojtczaka) i Mazolewski / Gonzalez Double Trio. Nie zawiedliśmy się. Najpierw na scenie pojawił się Outlook i zabrał nas na wycieczkę klasycznym jazzowym szlakiem, który czasami skręcał na ciepłe i przyjemne Hawaje a czasami do zimnej, psychodelicznej, ciemnej nory. Granie niby nie nadzwyczajnie trudne, ale melodyjna łatwość kompozycji Irka kładzie na glebę. Z wielką radochą czekam na płytę tego składu, która ma ukazać się w styczniu.
Po krótkiej przerwie na scenie zalogowało się Trio Mazolewskiego i zaczęło od dwóch kompozycji, po nich dwie kompozycję zagrało trio Gonzalesa a później zaczęli już rąbać razem. Dwie perkusje, dwa kontrabasy saksofon i trąbka plus wysokie umiejętności równa się kompletna jazda. Cały koncert to w zasadzie na przemian nagranie free jazzowe i melodyjnie transujące. W tych pierwszych prym wiodło trio Gonzalezów, a zwłaszcza szalony pałker (z wyglądu nieślubne dziecko Ozzego Ozbourna, z mocy elektrownia atomowa, z techniki Lionel Messi a jedyna wada to trochę brak czucia lżejszych momentów). W drugich bezdyskusyjnie dowodził generał Wojtek. Taka to właśnie kombinacja składała się na pyszne danie, które wraz z Izą zeżarliśmy ze smakiem....
W środę jak to w środę Papryka i Tribute to Queen. Jako że nie jestem fanem powiem tak... Fajny był after bez kitu a fani Queenów mogą żałować bo naprawdę pograli panowie
Czwartek mi się bardzo podobał. Zacząłem w Spółdzielni Literackiej na giełdzie winyli. Nie omieszkałem zakupić sobie dwóch placków i ruszyliśmy do Teatru w Oknie na koncert Trzaska / Mazurkiewicz. Zaskoczenia nie było. Panowie za każdym razem udowadniają, że jazz w dwie osoby nie musi być nudny czy klasyczny. Zagrali ponad godzinny koncert, w trakcie którego płynnie skakali z free jazzowych zagrywek do transujących, wciągających niczym historie Palikota odjazdów aby nagle zagrać wzruszające, wręcz ckliwo-cmentarne, piękne melodie, słowem bajka.
Po koncercie udałem się do Sfina na Kamp!. Niestety na solo bo mi współtowarzysze wymiękli (taka karma). Na miejscu okazało się że spotkałem całą masę znajomych, co nie było trudne ze względu na mega dużą frekwencję. Sam koncert jednak mnie rozczarował. Nie czepiam się już techniki, wykonania i ogólnie energii  bo tego na pewno chłopakom nie brakuje, ale muzycznie to tak jakby zabrać dragi Happy Mondays i dać im trochę więcej elektroniki. Takie tam wtórne, modne i nudne jak dla mnie granie, ludzie jednak byli zachwyceni  więc może ze mną coś jest nie tak :).
W sobotę w Desdemonie zagrali Setting woods on fire i Keira is you, tego jednak relacjonować nie będę gdyż jak mówiłem, nie wypada pisać relacji z organizowanych przez siebie koncertów i tego się będę trzymał.

Poniżej fotki Pawła Jóźwiaka z koncertu w Desde. http://eight8s.blogspot.com/ - jego blog














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz