Wieczór zacząłem w Versalce na koncercie Mechanism, Octopssy i Psychohollywood. Znalem tylko Psychohollywood, więc ucieszyłem się że grają ostatni bo grafik był napięty tego wieczoru. Zaczął Mechanism. Technicznie bardzo sprawni i zgrani plus bardo fajny głos (wokalistę kojarzę z tributów w paprze, a głownie ze świetnie zaśpiewanego alice in chains). Muzycznie to taka kombinacja Toola czyli długie, kombinacyjne, fajnie zaaranżowane, matematyczne granie z tą różnicą że dużo więcej mocy. Wokal raczej grungowy ale pasował dość dobrze do całości. Jedyne co mogę zarzucić to mimo wszystko jednostronność numerów, wszystkie podobne do siebie no i trochę mało klimatu jak dla mnie ale ogólna ocena musi być dobra. Z ciekawością zajrzę za jakiś czas na kolejne koncerty i sprawdzę w którą stronę to idzie. Drugi wystąpił Octopussy którego byłem bardziej ciekawy. Niestety nie było mi dane zostać na całości ale wyszedłem umiarkowanie zadowolony. Chłopaki tłuką klasycznego stonera, tyle że po swojemu. Wokalista (którego kojarzę z Broken Beaty) barwę głosu ma bardzo zbliżoną do Chrisa Cornella przez co momentami, również muzycznie, kojarzyło mi się z Audiosleavem. Perkusista stylem gry, zachowując pewną proporcję ofkors, bardzo przypomina Grohola i to na pewno również plus bo osobiście bardzo lubię ten styl. Nagrania dynamiczne, fajne ostre brzmienie gitar i dużo powera. Niestety nie wystawię tu żadnej oceny bo po połowie koncertu nie powinienem ale jedno co powiem to że oba zespoły wprawiłem mnie w dobry humor i na bank nie żałuje dychy na wjazd :). Następny na tapetę leci Shipyard (już w Papryce) nowy skład Piotra Pawłowskiego znanego z Made In Poland. Po dwóch pierwszych numerach byłem zachwycony. Piotr na basie super chorusowe brzmienie, Nela z super przesterkiem i dilejem w drugim numerze, Filip jak zawsze dodaje masę dynamiki, no i super drapieżny wokal Rafała. Dwa pierwsze numery to taka rasowa zimna fala, lekko punkowa z duża przestrzenią i mrokiem. Dalej Nela zamieniła się z Piotrem miejscami i ti podobało mi się już mniej. Bardziej piosenkowo, melodyjnie, dalej z klimatem ale lżej. Nie wiem dokładnie ile numerów zagrali, ponieważ przeplatali Shipyard z numerami Made in Poland, co nie zmienia faktu że całość oceniam bardzo dobrze. Gorzej było z ludźmi w Paprze. Wakacyjna patologia się zaczyna. Masa naprutych doszczętnie turystów, jedna z pań zasnęła na siedząco w ultra mini, w takim rozkroku że można było tira zaparkować, byli panowie w sandałach i skarpetach, morze rozlanej wódy, przez co atmosfera nie sprzyjała mojemu dobremu nastrojowi. Puściłem kilka numerów i chłopaki wrócili na scenę pograć trochę coverów (drugi set taki se, trzeci i czwarty dużo lepszy) Joy Division, Killing Joke, Echo and the Bunnyman etc. After na dobre zaczął się o pierwszej i wypad nadspodziewanie dobrze. Turyści się zwinęli, zawitała lokalna załoga i sporo nowych osób. Posiekałem do 3 trochę klasyków, ludki brykały jak ta lala a nawet zespół Shipyard nie omieszkał nóżką pokręcić. Podsumowując więc wieczór w ostatecznym rozrachunku duży plus. Trzy fajne koncerty, morze alku, miły after i do domku :)))
jak ludzie potrafią obsłużyć aparaty kompaktowe...
OdpowiedzUsuń