wtorek, 6 grudnia 2011

I nie zmienia się nic

Środa wreszcie wypaliła afterowo jak za starych, dobrych czasów. Niestety mimo całej miłości do Gorana i jego współtowarzyszy muzycznych poszukiwań, Tribute to R.E.M nie był strzałem w 10. Zabrali się do niego od dobrej strony, ale niestety za psychodeliczni są na takie popowe tematy. Grunt jednak że po graniu bawili się świetnie i głównie dzięki nim mogłem zagrać takie rzeczy jak Sonic Youth, więc dziękuje Kievo - Marle :). Niestety środa ta, przez swój klasyczny wymiar, doprowadziła do martwego czwartku przez duże M. Piątek to już nowa historia i drugi dzień festiwalu C3, który jednak mnie nie zachwycił. Co prawda klimat koncertów w św. Janie jest zajebisty (w trakcie koncertów po kościele latał nietoperz = źle ? raczej czad!) ale jakoś spodziewałem się większych fajerwerków, a zastałem psychodele ambientową i dziwaczne fortepianowe odjazdy. Na trojmiasto.pl oceniono festiwal na 3 plus, a ja ta dam 4 na szynach, bo aż tak źle nie było :). Sobota to premiera epki Marli Cinger i pozytywne zaskoczenie. Nie przepadam za pierwszą ich płytą, a nowy materiał to już inna baja. Myślę że pokuszę się o recenzję na drugim blogu, więc nie będę się rozpisywał. Po koncercie zagrałem żenującą imprezę w Żaku, dla nadmuchanych jakimiś gównami chłopaków z Zaspy więc czad po prostu. Więcej grzechów nie pamiętam, wszystkich szczerze nie żałuje. bez odbioru

Fotki z Marli Cinger ukradzione w chamski sposób od niejakiej Malwiny Jakóbczyk. Mam nadzieje że mnie nie znajdzie :)























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz