To był dobry wybór! Olałem cudawianki, zabrałem Pita i pojechaliśmy na imprezę Nasiona. Plaża Piratów to drewniana knajpa w stylu marinistycznego rokokoko, czyli absolutny klasyk turystyczny zahaczający o tandetę, jednak na tą imprezę nadawał się jak ulał. Plaża, słońce, piwka - czego chcieć więcej. Zaczęło się, a jakże by inaczej od obsuwy i problemów ze sprzętem, które przerwały też pierwszy koncert. Na szczęście chłopaki szybko ogarnęli sytuację i dalej było już z górki. Jako pierwsi wystąpili Raus Of My Eyes. Kapela która nie zna kompromisów i nie bierze jeńców. Szybka punkowa napierdalanka, półtora minutowe kawałki oparte na trzech akordach i darciu ryja. Energia max i bardzo przyzwoity poziom grania, zwłaszcza perkusisty. Następni w koleje byli Marla Cinger. Mimo że to kapela Gorana, którego gra na gitarze bardzo mi odpowiada, jakoś mnie nie przekonują. Takie to pobrudzone indie rockowe piosenki, niby to fajne ale jakoś nie kupuje tego składu, a widziałem dwukrotnie, no cóż może do trzech razy sztuka. Kolejny był jednoosobowy Mananasoko. Tutaj byłem zachwycony. Jeden mężczyzna, loopowane skrzypce i kupka elektroniki. Fajny, spokojny, chilloutowy klimat. Bardzo sprawny muzycznie, sięgający do nowoczesnych nurtów. Podobało się do tego stopnia iż zakupiłem płytę. Brzmi ona bardzo dobrze (produkował ją Piotr Pawlak) ale jak się okazało posiada ona znaczną wadę nie zauważoną na koncercie, mianowicie wokal. Teksty są dla mnie dość prymitywne, na dodatek śpiewane po Polsku i psują mi doskonałą resztę, no ale nie można mieć wszystkiego (podobno). Jako 4 zespół wystąpili The Paperbags i tutaj pominę komentowanie bo jak dla mnie to jakaś absolutna pomyłka, w związku z czym skupiliśmy się na konsumpcji napoi wyskokowych, które jak się miało okazać skróciły naszą pamięć i pobyt na imprezie o dwa koncerty (trochę szkoda ale zabawa była przednia). Koło 22.30 na scenie pojawili się Born In The PRL, którzy tego wieczoru promowali najnowszą płytę. Nie jestem fanem takiego grania, ale jeśli ktoś lubi piosenkowego punka to na pewno warto sięgnąć po ich nagrania. Zespół zagrał bardzo poprawnie, niestety jedynym minusem było nagłośnienie wokalu, co akurat w przypadku punka jest istotną częścią muzyki. Dalej czekały już dwa super koncerty. Najpierw Towary Zastępcze, które świetnie balansują po różnorakich formach muzycznych. Transują, jazzują, reggaują, jednym słowem robią wszystko aby widz dobrze się bawił. Porywające do zabawy i inteligentne muzycznie, dobrze wykonane - mi lajk it. Następnie Kiev Office, którego nowa płyta jest jak dla mnie rewelacyjna. Ostra, psychodeliczna jazda na gitarze, dynamiczny bas i ciekawa perkusja, a wszystko to w połączeniu daje super brzmieniową bombę atomową. Energia kipi ze sceny ale żeby nie było za słodko to znów czepie się wokalu. Nie lubię jak do muzyki gitarowej, alternatywnej śpiewa się po Polsku, nie pasuję mi to i koniec kropka. Po Kievach systemy nam wysiadły i zawinęliśmy do domu. Nieco żal ponieważ przegapiliśmy Popsysze / Pin i Zielony / Sunday Arkestra i Khadafiego a z tego co słyszeliśmy zagrali świetnie, ale cóż, co się odwlecze...Na koniec chciałbym podkreślić moje zadowolenie i aprobatę bo dzięki ludziom pracującym w Nasiono Records trójmiejska scena żyję i ma się dobrze. Oby więcej takich imprez !!! Kilka zdjęć, niestety baterie w aparacie odmówiły posłuszeństwa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz